niedziela, 12 grudnia 2010

A co dalej?

Cii....
Bądź cicho! Czemu tak głośno wciągasz powietrze? Przecież da się oddychać z nożem w plecach. Kwestia przyzwyczajenia. Trzeba się wyzbyć tych durnych nawyków, bo nerwowe drganie prawej nogi jest nieeleganckie. Ale nic. Spokojnie można przecież wstukać instrukcję i zaprogramować swoją żelazną powłokę niezależności.
Wchodzimy pod prysznic. Metr na metr prywatności. Dotyka nas tylko woda, odwiedzając najskrytsze zakamarki ciała naszego. Pieści naszą nagą skórę niczym spragniony kochanek. Jesteśmy nadzy i bezradni, bez żadnych sztucznych kreacji. Woda zmywa je z nas jak źle dobrany makijaż.
Zamykam oczy i całkowicie mu się oddaje. Pozwalam by wraz z brudem dnia codziennego, zabrał ze soba wszystkie moje myśli a zostawił tylko moje ciało z pomarszczonymi pod wpływem gorąca palcami.

środa, 8 grudnia 2010

Miasto ślepców

Może zdąże. Trzy kroki marsz,trzy kroki biegiem. Może uda mi się przy tym nie zwariować.

Ciągle za czymś gonimy,ale tylko w naszych głowach. Mając tak dużo czasu nie robimy nic-bezruchem zabijamy własne marzenia.

Biegnę. Wdech i wydech. Podążam ich tropem,powielam schematy tracąc indywidualność. Powoli wariuje.

Jestem tutaj i przestaje już gonić. Powoli idę na przód, potrącana łokciami przez ludzi przyszłości z czarnymi klapami na oczach, którzy nie widzą, że wszystko czego szukają jest tuż obok. I tylko w tym momencie.

niedziela, 5 grudnia 2010

(...)

Dzień się dzisiaj sam zmarnował. Chciałam się z nim bawić. Drażnić go wzrokiem i irytować słowami.
Ja-kalambury? Ale On odgadywał wszystkie moje myśli.
On-kalambur? I rzucał słowo. Gorączkowo próbowałam znaleźć jakieś paronomazję. Tym razem przegrywałam.
Zamknął drzwi i nie pozwalał mi wyjść. Nie miałam siły żeby się sprzeciwiać. A może nawet nie chciałam. Tego właśnie potrzebowałam. I dobrze mi było.
Zmarnowałam dzisiaj dzień. A teraz On zostawił mnie sam z nocą i będzie sie mścił bezsennością.

piątek, 3 grudnia 2010

Przypadek z biblioteki

Stałam w długiej kolejce. Bardzo długiej. Śnieg sypał coraz bardziej.
Stał sztywno,nie przeskakiwał nerowo jak reszta z nogi na nogę. Emanował stoickim spokojem i dlatego moja zabawa w obserwację padła akurat na niego. Trzymał książkę pieszczotliwie gładząc ją po grzbiecie. Otwierał ją i zamykał jakby chciał po raz ostatni nacieszyć się,że choć przez chwilę był jej właścicielem. Jak niewidomy błądził palcami po tekście. W tym momencie ciekawiło mnie tylko co to za książka,że wywarła na nim aż takie wrażenie?a może obchodzi się tak z każdą?czy z kobietą też? Próbowałam rozszyfrować tytuł. Czytał po cichu fragmenty wyrwane z kontekstu, z lekkim uśmiechem oddawał ją pani w bibliotecę mówiąc,że poleca. Wyszedł. Przyjęłam od pani bibliotekarki książki zamówione przeze mnie. Zaskoczona ujrzałam wśród nich tą okładkę. Już poznałam tytuł.

czwartek, 2 grudnia 2010

Bez pamięci

Czym jest pamięć? Jedni mówią o zdolności, drudzy o procesie psychicznym. Ale pamięć jest tylko wyobrażeniem, iluzją. Bo jak możemy istnienie pamięci udowodnić? Próbując sobie coś przypomnieć, odwołujemy się do swoistych przypomnień gromadzących w sobie to, co w nich zostaje przypominane. Mówiąc, nie sięgamy wstecz do swoich przeżyć,retrospekcji lecz odwołujemy się do tego,co udało nam się w procesie retencji zgromadzić, ale jeśli nazwać to pamięcią to jak odnosi sie do tego wiedza człowieka? Wiedzę rozumianą jako prawdziwe,uzasadnione przekonanie uzyskujemy przecież poprzez doświadczenie, poprzez proces uczenia się i powtarzania. Odwołujemy sie więc zatem nie do rzekomej pamięci długotrwałej lecz do naszego wyuczenia. Oprócz tej wiedzy posiadamy również pewną reaktywność pozwalającą nam na szybkie skonfrontowanie się z tematem,co prowadzi do udzielenia odpowiedzi bądź wyrażenia zdania na dany temat.Carlos Ruiz Zafon pisze,że "istniejemy,póki ktoś o nas pamięta",ale jak ktoś może o nas pamiętać i pamiętać cały czas,a może tylko troszkę? I jak dzięki temu możemy istnieć? a co z cogito ergo sum? Posiadamy wspomnienia,ale nigdy nie posiadamy pamięci o danej osobie.

środa, 1 grudnia 2010

" ! "

Wielka jest moc placebo. Ale jak poruszyć ciało, wmawiając sobie,że wcale nie jest chore? Leży bezsilne,struny głosowe nieznacznie drgają pogrążone jakby w żałobie. Tysiące igieł próbuje przeszyć moją podświadomość. Czarną nicią gruby szew.