czwartek, 13 października 2011

Październik

I jeszcze tutaj są.
I jeszcze trzymam je mocno pod powiekami. Ściskam by nie uciekły gdzieś razem z łzami spływając zaróżowionym od zimna policzkiem.
Świadomość tego, że niedługo nawet i one mnie opuszczą dopada mnie nagle jak zły sen, ściska za gardło, i wraz z krzykiem ulatują przestraszone.
Wcale nie mniej niż sama ja jestem.
Moje nadzieję skłębione, jeszcze wciąż takie gorące, w zimnej rzeczywistości tego października.
Oplatają moją twarz jako delikatna para.
Przenikają mnie zabierając stąd resztki ciebie.
Czy to przez przypadek tylko zabrały ze sobą resztki dawnej mnie?


niedziela, 9 października 2011

Wracając do niczego

Śpiewała. Z zamkniętymi oczami wirowała. Wydawać by się mogło, że jej głos wprowadza w ruch ciało. Potargane włosy przyklejały się do jej mokrych policzków, falowały oplatając jej ręce. I choć poruszała się lekko, na jej twarzy widać było ból. Śpiewała jednak coraz głośniej, a im bardziej jej głos pobrzmiewał zmęczeniem, tym bardziej gromadził się wokół niej tłum.

Ludzie rzucali jej pod nogi monety. Deptała obcasami te pieniądze tworząc przy tym coś na kształt muzyki.. Jej ciało zaczynało się już buntować, ale ona wciąż resztkami sił wykrzykiwała hiszpańskie słowa, oplatając je w nieznaną melodię i kręciła się rytmicznie lecz już coraz wolniej, co tylko nadawało jej ruchom większego powabu.
W jej zachowaniu widać było jednoznacznie pasję, ale i niezaprzeczalną wolność, która przygnała ją na środek tego placu pełnego ludzi, aby móc ich samą sobą poruszyć. Oni jednak tępo w nią wpatrzeni nie rozumieli jej pragnień, potrzeb, idei. Widziała tylko jak początkowa pogarda przeradza się w ich oczach w fascynację.

Raz za razem słyszała tylko dźwięk upadających monet odbijających się od kamiennego bruku, a wcale przecież nie prosiła ich o pieniądze. Słyszała jak gorączkowo szukali w torbach aparatów, robili jej zdjęcia, ale wcale przecież nie prosiła ich o rozgłos.

Kobieta nagle ucichła, przestała tańczyć. Oparła ręce na kolanach, pochylona ciężko oddychała, jak sportowiec po długim biegu. Ze spuszczoną głową wpatrywała się w ludzi dookoła niej. Trwała tak w bezruchu, wydawać by się jej mogło, godzin kilka. A to sekundy tylko mijały. I przyglądała się wszystkim tak  jak wszyscy przyglądali się jej. I zaatakowały jej wnętrze te spojrzenia, targały jej nerwy, szarpały uczucia. I jej ciało zaczęło drżeć.  I tańcząc znów na przemian śmiała się i płakała.

A ci ludzie swoje ciała wypalone taszczyli ze sobą, zostawiali cząstkę siebie w jej duszy, bo ona karmiła się ich beznamiętną obojętnością, ale nie brali nic w zamian, choć powinni. Nie tańczyli razem z nią, choć potrzeba ta tkwiła och! Tak głęboko w nich się urodziła nagle. I wrócili oni do swojej codzienności. Tak bardzo szybko, jakby coś na nich tam czekało. A nie czeka nic. I większość ludzi zapomniała. Zabiła w sobie tęsknotę.Ale chociaż nie...nie wszyscy.

Jedna ona śpiewała. Z zamkniętymi oczami wirowała...