środa, 12 stycznia 2011

O nieszczęśliwym

Był portretem melancholii. Godzinami potrafił cichutko rozpatrywać granice tęsknoty. Miał w sobie tyle cierpienia, że po jakimś czasie, już nawet nie zastanawiał się skąd ten ból w ogóle się bierze. Traktował go jak przypadłość wrodzoną, nie wierząc już, że potrafi się od niego uwolnić. Pesymistycznie patrzył na Świat. Zamknął za sobą przeszłość, między palcami, jak zimna woda, przelatywała mu teraźniejszość. Bał się dnia jutrzejszego. Czynnością, którą uwielbiał, o której myślał cały męczący dzień, było pokładanie się do snu, okrywanie się szczelnie szorstką kołdrą. Wierzył, że pewnego dnia otworzy oczy i zmieni rzeczywistość. Zawsze zastanawiał się czy lepiej jest umierać żyjąc pełnią życia, czy żyć, zabijając w sobie życia radość.


8 komentarzy:

  1. zupełnie jakbym o sobie sprzed kilku lat czytał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że nie o sobie teraz..
    I jest już trzecia, złota kulka..tak jak mówiłam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś w tym jest, chyba kazdy przechodzi w zyciu przez taki okres. Różnica w tym, że jedni z nas potrafią dojść z samym sobą i z otaczającą nas społecznością do ładu. Inni zaś tkwią w myślach, marzeniach, chęci zmienienia na początku wszystkiego wokół, później tylko bliskiego otoczenia, by na końcu stać się melancholikiem. Sęk w tym, że aby zacząć wszystko postrzegać inaczej trzeba zacząć zauważać też te dobre strony życia ofiarowane często przez bliskie osoby. To daje motywacji do zmiany samego siebie- bez niej nie zmienimy ani swiata, ani w żadnym stopniu otaczającej nas rzeczywistości.
    Wtedy z pozoru trudne pytanie, jak żyć nabiera zupełnie inny wydźwięk. Żyć dla kogoś.
    a Ty Droga Caddy, jak uważasz?

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie świat musimy zmieniać, tylko tak jak mówisz, siebie. Ciekawa konkluzja.
    Żyć dla kogoś i żyć w ogóle, idą dla mnie niejako w parze, bo ta druga osoba jest świadkiem naszego życia. Wiemy, że dzięki niej nasze życie nie przeminie niezauważone. Bo co to za radość życia skoro nie mam się z kim nią podzielić?

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiąc żyć dla kogoś nie miałem na myśli trwania tylko dla drugiej osoby - "połówki". Chodzi o rodzinę, przyjaciół czy nawet nieznajomych. Ograniczanie dobroci jaką możemy okazać tylko dla jednej osoby, jest moim zdaniem "marnotrawieniem".
    Jednakże, jak zauważyliśmy, bez pracy nad samym sobą, zachowaniu zasad swoich jak i moralnych częściej popadać będziemy w tęsknotę za tym co moglibyśmy osiągnąć, ale w naszym mniemaniu jest nieosiągalne. Ograniczamy sami siebie. Melancholię w takim wypadku traktuję jako początek dostrzegania tego co dobre, a co złe. Dostrzegania często niezauważalnych w codziennym biegu sytuacji. Zatrzymanie się na chwilę i zastanowienie nad wszystkim jest zdrowe, jednakże ciągłe rozmyślanie nad czymś, bez działania lub działanie bez przekonania o sukcesie chociażby małym jest po prostu lenistwem. Jeśli sami siebie nie pobudzimy do działania, to kto ma za nas to zrobić?

    hm?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma rzeczy nieosiągalnych. Jeśli coś naprawdę chcę osiągnąć, czegoś dokonać to uda mi się to. Ludzie szufladkują swoje cele pod nazwą "marzenia" i nie robiąc nic,zabijają je.
    Mamy mnóstwo możliwości tylko, zgadzam się, że czasem trzeba się zatrzymać, rozejrzeć i zastanowić czego się w ogóle od życia chce. Problem leży w tym, że większość nie zastanawia się nad istotą życia. Codziennie budzą się, wypełniają swoje obowiązki, zasypiają. Tylko właśnie co zrobić żeby ludzie zrozumieli, że drugiej szansy na życie nie dostaną...

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że myślimy podobnie. Ostatnie zdanie, to jak rozumiem pytanie retoryczne. Mimo tego, postaram się na nie odpowiedzieć.

    Często bywa i tak, że ludzie nie mają tyle siły by postawić samych siebie na nogi, klasnąć w ręce i powiedzieć do samych siebie: "pora wziąć się za siebie, rozpacz, upijanie się, narzekanie nic do mojego życia nie wnosi! To będzie dobry dzień!" Potrzebny jest impuls. Często jednak ów impuls jest tylko chwilowym bodźcem pobudzającym do działania, jeśli wewnątrz nas nie ma szczerej chęci... Jednakże zdarzają się impulsy które potrafią popchnąć nas do czynów, których nie potrafilibyśmy dokonać wcześniej- np. właśnie zmiana swojego trybu życia i mentalności.
    To jednak pesymistyczny sposób na poprawę samych siebie.
    Innym sposobem jest zmiana towarzystwa, w którym spędzają czas. Tylko, po co zmieniać towarzystwo jak w tym czują się dobrze. W takim wypadku wpływ rodziny jest tu bardzo ważny.
    Często jednak, dopiero po pewnym czasie i właśnie "przygodach" życiowych ludzie sobie uświadamiają, że zrobili źle. Tak jesteśmy już stworzeni, że "wolimy" uczyć się na własnych błędach niż na cudzych, szukając argumentów na to że nas to przecież nigdy nie dotknie.
    A czasami , zwykła chwila trzeźwości umysłu, chłodnej kalkulacji i logicznego spojrzenia na wszystko pokazuje nam, że nie warto marnować tego co nam dane...

    w takim wypadku uważam, że aby nie tracić na takich ludzi sił poprzez ciągłe unaocznianie i umoralnianie tego co jest słuszne powinniśmy być tym kim jesteśmy i swoim zachowaniem udowadniać, że można się zmieniać, można być szczęśliwym, można dostrzegać to, czego miliony oczu wokół nie widzi... piękno życia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale czy pisząc o tym, w taki sposób nie stajemy się pyszni?

    OdpowiedzUsuń