Jak wielką trudność sprawia mi skupienie wzroku na kimś innym niż ona. Próbuje przeskakiwać spojrzeniem na resztę znudzonych twarzy, ale po chwili znów patrzę w jej stronę. Ona nonszalancko uśmiecha się widząc moje zakłopotanie.
Nieprawdopodobne jak się sam zatracam. Przychodzę tutaj nie po to by jej szukać, ale wiem, że właśnie tutaj zawsze ją znajdę. Rozkoszuję się smakiem szminki pozostawionej przez nią na kieliszku do wina, wmawiam sobie, że to nic wielkiego. Rozumiesz mnie? Jak długo jeszcze dam radę tkwić w wielkich ramach rozsądku wiedząc, że szaleństwo maluję portret mojego końca. Jak długo wytrzymam wiedząc, że i tak nie potrafię zapomnieć emocji, których nie sposób nawet ogarnąć słowami, a które ona wywołuje we mnie tylko jednym spojrzeniem?